Był rok 2136,
pracowałem z niebezpiecznymi substancjami. Fabryka była tajna, mieściła się na
małej wyspie. Pacyfik idealnie się do tego nadawał, od horyzontu po horyzont
tylko błękit. Czasem nie wiedziałem, czy to ocean czy niebo. Przez całe 3 lata
mojej pracy był tylko jeden burzowy dzień. Właśnie ten dzień zadecydował o
dalszych losach świata.
Jak już wspomniałem,
pracowałem z niebezpiecznymi substancjami. Nie mogę powiedzieć, czym one były.
Na początku było nas 40, pracowaliśmy w pięcioosobowych zespołach przez 2
godziny i 30 minut. Nie mogliśmy przebywać dłużej w jednym pomieszczeniu z
owocami naszej pracy. Nasze kombinezony były kur*wsko drogie i miały chronić
nas przed szkodliwym działaniem specyfiku. Słowo klucz: miały. Średnio, co
tydzień ginęła jedna osoba. Rząd nie wiedział jak rozwiązać ten problem a
koszty kombinezonów i odszkodowań powoli zaczęły równoważyć się z zarobkami.
Wiedziałem, że żyjemy w 22 wieku.. ale jakby ktoś powiedział mi jak „góra”
zamierzała rozwiązać problem, to bym go wyśmiał. Mianowicie, zlecili naukowcom
stworzenie sztucznego ludzkiego ciała, awatara. Te powłoki miały być wypełniane
naszymi osobowościami, w czasie, gdy nasze prawdziwe ciała miały leżeć w swego
rodzaju inkubatorach. Zmniejszało to koszty o niecałe 7%. Policz sobie ile to
jest 7% z 80 miliardów. Miesięcznie. Nie mieliśmy wyboru, przyjęliśmy
propozycję. Liczba osób na wyspie została zredukowana do 7. Wszystko szło
świetnie, awatary sprawowały się znakomicie. Czasem nie wiedziałem, czy jestem
w swoim prawdziwym ciele czy poruszam kończynami mojego awatara. Wyglądały
dokładnie tak samo jak my. Czasem jednak zdarzał się wypadek przy pracy i
awatar ulegał anihilacji. Wtedy osobowość była automatycznie wysyłana do innego
awatara. Było to dziwne uczucie, ale szło przywyknąć. Najgorsze były
niedziałające zakończenia nerwowe, było tak przez pierwsze 5 godzin. Nie
wiedziałem czy coś jest ciepłe czy zimne, ostre czy tępe. A trzeba było
pracować.
12.03. 2136r. – pierwszy (i ostatni) burzowy dzień. Fabryka
miała dobry system zapewniający energie elektryczną. Była dostarczana bez
przerwy, nie było nawet chwilowego braku prądu. Rozpętała się ogromna burza.
Pracowaliśmy wszyscy w Bunkrze 86. Piorun trafił w wyspę. Najwyraźniej wyłączył
generator, kończyłem wtedy zmianę i miałem „wrócić” do swojego ciała. Nie
zdążyłem. Mój awatar stracił przytomność. Obudziłem się po kilku godzinach w
respiratorze. Wszystko mnie bolało, ale czym prędzej wyszedłem i czekałem na
resztę załogi. Po paru minutach przebudzili sie wszyscy a ból zdążył przeminąć.
Generator działał już poprawnie. Zebraliśmy się, założyliśmy kombinezony i
poszliśmy do Bunkra. To, co zobaczyliśmy było straszne. Były tam nasze awatary.
Stały i rozmawiały ze sobą jakby nigdy nic się nie stało, zupełnie tak jakby
były prawdziwe. Serce zaczęło walić jak oszalałe. Zobaczyłem siebie. Bałem się.
Miałem tylko nadzieje, że to jest sen. Nadzieja minęła jak krople letniego
deszczu. Był dokładnie taki jak ja. Nie.. przecież to kopia, zwyczajna pusta
kopia. Nie jest mną! Nie! Nigdy nie będzie. To ja jestem oryginałem. Chociaż..
skąd mam to wiedzieć. On tez ma serce, ma zastawki. Prawdziwe serce z
prawdziwymi zastawkami. Ma mózg i moje wspomnienia.. teraz, to też jego
wspomnienia.
Jestem tu już kilka miesięcy. Wysłaliśmy wiadomość na stały
ląd, decyzja zapadła. Jesteśmy odcięci. Nikt nie ma prawa dowiedzieć się, co tu
zaszło. Jednak informacja wyciekła. To nie był pierwszy taki incydent. Panuje
chaos. Ludzie nie mogą zaakceptować rządowej zabawy w Boga: „Życie jest darem,
a na tej wyspie zostało ukradzione”. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że nie
wiem który z nas jest prawdziwy. Ja, czy on.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz